- Drukuj
- 09 lis 2014
- Bez kategorii
Gdy w listopadzie 1918 r. w Warszawie, Krakowie i Lublinie swobodnie łopotały już biało-czerwone flagi, oznajmiające odzyskanie niepodległości, to we Lwowie młodzi chłopcy i dziewczęta z bronią w ręku (a często bez niej) walczyli o każdą ulicę, o każdy dom. Ich zryw okazał się zwycięski, ale obecna Polska ze względu na tzw. politykę wschodnią nie za bardzo chce o tym pamiętać.
Narodowe Święto Niepodległości kojarzy się z datą 11 listopada 1918 r., kiedy to w Compiègne we Francji podpisano rozejm, pieczętujący ostateczną klęskę Niemiec. W tym samym dniu z kolei w Warszawie brygadier Józef Piłsudski przejął władzę od Rady Regencyjnej. Niewielu jednak współczesnych polskich polityków chce dzisiaj pamiętać, że odrodzenie się Rzeczypospolitej było możliwe także dlatego, iż kilkanaście dni wcześniej, dokładnie 1 listopada, doszło do wybuchu we Lwowie powstania, które jak mało które okazało się zwycięskie. Powstanie to było spontaniczną reakcją mieszkańców miasta – noszącego dumne miano „Semper Fidelis” – na zajęcie koszar i innych ważnych obiektów przez oddziały składające się z żołnierzy austro-węgierskich narodowości ukraińskiej. Odziały te dodatkowo wsparte zostały przez Legion Ukraińskich Strzelców Siczowych, którym dowodził jeden z arcyksiążąt austriackich, Wilhelm Habsburg, zwany „Wasylem Wyszywanym”. Arystokrata ów, wywodzący się z rodziny cesarskiej, w planach wielu środowisk miał być głową przyszłego państwa ukraińskiego, ściśle powiązanego z Wiedniem, a obejmującego swym zasięgiem nie tylko Galicję Wschodnią, ale i Łemkowszczyznę, Bukowinę i ziemię przemyską.
Walki rozpoczęły się od szkoły im. Henryka Sienkiewicza i Domu Akademickiego, w których to budynkach zabarykadowali się członkowie konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Pierwszą z placówek dowodził kpt. Zdzisław Tatar-Trześniowski, a całością obrony miasta kierował kpt. Czesław Mączyński. Z kolei na czele Polskiego Komitetu Narodowego stanął hr. Tadeusz Cieński...